Strony

30.8.14

Fedemiła - „Jestem twoja a Ty należysz do mnie” - cz.2/3

Opowiadanie zawiera treści wulgarne i nieprzyzwoite.
Czytasz na własną odpowiedzialność.

* Perspektywa Ludmiły *
Bawiłam się znakomicie. Byłam zmęczona tańczeniem, ale głośna, rytmiczna muzyka dodawała mi energii. Tomas odszedł na chwilę do baru. A ja dalej tańczyłam. Jednak bez jego dłoni na moim ciele szło mi o wiele gorzej. Chwiałam się. Porcje alkoholu, które przeszły przez moje gardło dawały o sobie znać.
Nagle poczułam silne, męskie dłonie na mojej talii. To raczej nie był mój chłopak, bo bar był z innej strony a poza tym on miałby ręce zajęte drinkami.
To przecież był tylko taniec. Tańczyłam już z wieloma partnerami tej nocy, to chyba nie jest grzech. Przecież od tańczenia nie zachodzi się w ciążę.
Dłonie przysunęły mnie bliżej. Zakołysałam lekko biodrami ocierając się się o chłopaka za mną. Odchyliłam głowę na bok i jego twarz znalazła się tuż przy mojej.
Poczułam ostrą woń alkoholu a do tego znajomy zapach perfum, które zawsze uwielbiałam.
Federico przycisnął usta do wgłębienia w moim obojczyku i przesunął nimi po moim nieosłoniętym ramieniu. Jego dłonie splotły się na moim brzuchu tak że nasze ciała stykały się na całej długości.
Tomas nie byłby zadowolony, że tańczę ze swoim byłym i to jeszcze w taki sposób. Powinnam była się odsunąć i dać Federico w twarz, jeśli nie ze względu na mojego chłopaka to przez wzgląd na moją godność. Jednak nie potrafiłam. Jego dotyk choćby najsubtelniejszy zawsze rozpalał moje zmysły. A sposób w jaki mnie dotykał w tamtym momencie był absolutnym przeciwieństwem subtelności. Pragnienie i pożądani wygrało małą wojnę wewnątrz mnie.
Odwróciłam się przodem i moje usta odnalazły jego. Z początku był zaskoczony, ale odwzajemnił pocałunek po sekundzie go pogłębiając.
Pół godziny później zaproponował żebyśmy usiedli i odpoczęli. Tomas nie wracał z drinkami, które mi obiecał. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale jest przecież dużym chłopcem da sobie radę sam. W połowie drogi do boksów gwałtownie zatrzymałam się i odwróciłam przodem do niego. Kołnierzyk jego idealnie opinającej tors koszuli prześlizgnął się między moimi palcami.
-Wolałabym jechać już do domu – powiedziałam i nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się zalotnie.
Po kwadransie taksówka zatrzymała się pod moim domem. Federico dzielnie zaproponował, że odprowadzi mnie do samego łóżka. Zanim przekręciłam klucz w drzwiach wejściowych taksówkach odjechał z piskiem opon. Fede zaklął pod nosem, bo nie miał jak wrócić do siebie.
Chwiejnie weszliśmy po schodach na piętro. Zatrzymałam się przed drzwiami do mojego pokoju. Stanęłam na palcach i pocałowałam go krótko w usta. Moje ręce przypomniały sobie kształt jego ramion i torsu, odnalazły pierwszy guzik jego koszuli. Spojrzałam mu z zapytaniem w oczy i rozpięłam kolejny guzik. Jego źrenice były mocno rozszerzone, spojrzenie pełnie pożądania. Widząc to rozpięłam kolejne kilka guzików wciąż przyglądając się jego twarzy. Gdy położył jedną dłoń na moim biodrze a drugą na klamce do mojego pokoju na jego ustach zaigrał uśmiech. Po chwili poczułam pod nagimi stopami znajomą miękkość wykładziny i wiedziałam, że znajdujemy się teraz w moim małym królestwie. Rozpięłam do końca jego koszulę i przejechałam dłońmi po jego klatce piersiowej i brzuchu. Jego mięśnie znacznie się powiększyły od czasu kiedy ostatni raz ich dotykałam. Musiał spędzić sporo czasu na siłowni po naszym rozstaniu. Ręce Federico wodziły przez sekundę po moich plecach a potem jednym sprawnym ruchem rozsunął zamek błyskawiczny mojej sukienki. Białe koronkowe cudo wylądowało na ziemi pod naszymi stopami podobnie jak jego niebieska koszula.
Pocałował nie z ogromną siłą, pasją i namiętnością. Padliśmy na moje łóżko splątani w swoich objęciach.

Ostatnią rzeczą jaką pamiętam zanim zasnęłam były nasze usta tuż obok siebie układające się w jeden spójny szept „Kocham Cię”.



Więc tak oto prezentuje się druga część tej historii. Wiem, że jest to bardzoo, bardzoo krótkie ale chciałam zakończyć w tym momencie. 
Mam nadzieję, że wam się spodobało. 
Czekam na wasze szczere opinie w komentarzach, Ańćć.

Diecesca "Od nienawiści do miłości" cz.2 - by Stella

- Ktoś tu zasługuje na przyznanie racji - nadal upierała się przy jednym Camila.
- Wcale, że nie - nie lubię przyznawać komuś racji, a zwłaszcza jak jeszcze nie było pewne, że tą rację ma. Odprowadziły mnie do domu i obiecały, że jutro przyjdą pomóc mi w przygotowaniu się do, jak one to nazwały, "randki z Diego". 

- Dziewczyny przesadzacie, a co z wami też musicie się przygotować - chciałam żeby wreszcie zostawiły moją twarz, paznokcie i włosy w spokoju. 
- Zdążymy, ale ty już niekoniecznie. Potrzebujesz mojej pomocy, najlepiej to założyłabyś tą sukienkę i buty. Zero makijażu, zwykła fryzura i brak dodatków. Teraz nie gadaj tylko siadaj i daj działać profesjonalistkom. Violetta ty zajmij się fryzurą, a ja paznokciami - zarządziła Camila i ja już nie miałam prawa głosu. Na koniec założyłam sukienkę, którą razem wybrałyśmy. Po wielu błaganiach dziewczyny uległy i zostały przy podkreśleniu oczu czarnym tuszem i kredką, oraz czarowną szminką i błyszczykiem truskawkowym. Potem wzięły się za siebie, zajęło im to parę minut. Violetta wyglądała świetnie w swojej sukience, Camila też. Mój brat zrobił nam zdjęcie. Dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, Był tam Maxi i León. Zabrali dziewczyny i pojechali na bal. Niecałą minute potem znów usłyszałam pukanie. Tym razem to był Diego.
- Hej - powiedziałam, ale on mi nie odpowiedział. Klasnęłam mu dłońmi przed twarzą.
- Cześć... Wyglądasz... Przepięknie - uśmiechnęłam się i chyba trochę zarumieniłam - Idziemy?
- Tak - złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego samochodu. Dotarliśmy do szkoły w parę minut. Na wejściu spotkałam się ze złym spojrzeniem Ludmily. Była ona skąpo ubrana. Ignorując to szłam dalej. Bal się rozkręcał, a po jakimś czasie na scenę wszedł dyrektor i wywołał na scenę blondynkę i Leóna. Chłopak niechętnie opuścił Viole. Zaśpiewali "Ahí estaré". Przyszedł czas na nas. Weszłam na scenę strasznie zdenerwowana. Diego zaczął śpiewać naszą piosenkę:
Diego:
No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy

Ja:
Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy

Razem:
Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.

Diego:
No soy el sol que se pone en el mar
No sé nada que esté por pasar
No soy un príncipe azul
Tan sólo soy

Razem:
Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr (lo puedes lograr...), prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción

No es el destino
Ni la suerte que vino por mí
Lo imaginamos y la magia te trajo hasta aquí

Ja:
Podemos pintar 

Razem:
colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.
 Po skończonej piosence przytuliłam się do niego. Zeszliśmy ze sceny.
- Byłaś świetna - powiedział - Pójdę po coś do picia - dodał i odszedł.
- Nie zastanawia cię gdzie poszedł - usłyszałam dziewczęcy głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Naty. 
- Po pocie, a co?
- Po co poszedł tak naprawdę. Uwierz mi znam go dłużej niż ty.
- O czym ty mówisz - złapała mnie za rękę i pociągnęła gdzieś - Ludmila wam tak szybko nie odpuści, a on jak widać nie zamierza trzymać się tylko ciebie - zobaczyłam jak razem tańczą, a właśnie leciała wolna piosenka. Nic między nami nie ma, ale to i tak zabolało. Wybiegłam ze szkoły, ale zaraz po przekroczeniu progu, ktoś złapał mnie w pasie i pociągnął w swoją stronę. Było ich dwóch.

~~Diego~~

 Poszedłem po picie dla mnie i Franceski, ale gdy nalewałem poncz do szklanek podeszła do mnie Ludmila.
- Czego chcesz? - zapytałem.
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym, zerwałem z tobą. Pogódź się z tym.
- Ostatni taniec proszę - uśmiechnęła się. 
- Odczepisz się? - zapytałem, pokiwała twierdząco głową. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Leciała wolna piosenka, więc oplotła ręce wokół mojej szyi, a ja położyłam ręce na jej tali.
- Chciałam życzyć ci też szczęścia, z... Francescą - powiedziała po chwili.
- Ty? - zapytałem nie dowierzając - dobra wiesz co muszę już iść - powiedziała i dosłownie pobiegła do drzwi. Wróciłem do ponczu, ale moją kolejną próbę nalania napoju do szklanek przerwała Naty.
- Chodź ze mną - powiedziała i nie czekając na reakcję chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę, w którą przed chwilą pobiegła Ludmila. O co im wszystkim chodzi. Prowadziła mnie do szkolnej "przechowywalni". Były tam zapasowe instrumenty, kostiumy i inne tego typu rzeczy, które nie mieściły się w klasach. To wszystko było co najmniej dziwne. To co tam zobaczyłem przeraziło mnie. Francesca była związana, a jej usta były zaklejone taśmą. Obok niej stała Ludmila i coś mówiła, ale za cicho, żebym mógł usłyszeć.
- Francesca! - krzyknąłem i chciałem do niej podbiec, ale dwóch ogromnych kolesi mnie zatrzymało.
- Diego? Miło, że wpadłeś.
- Jesteś nienormalna! Wypuść ją! - krzyczałem. Podeszła do mnie.
- Z chęcią, jeśli do mnie wrócisz.
- Odbiło ci?!
- Nie do końca. Ja tylko potrafię walczyć o swoje. Decyduj. Wrócisz do mnie, a jej się nic nie stanie.
- Albo? - zaśmiała się.
- Albo zabiję tą sukę. Wybieraj, daję ci wolną rękę - kiwnęła głową, żeby mnie puścili, ale nadal byli w gotowości. Szybko to wykorzystałem i znokautowałem ich. Oboje padli na ziemię trzymając krwawiące nosy. Ludmilę odepchnąłem na bok i podszedłem do związanej szatynki. Na policzkach miała łzy. Rozwiązałem jej ręce i delikatnie odkleiłem taśmę z jej twarzy. Wziąłem ją na ręce. Wtuliła się we mnie i objęła rękami moją szyję. Szybko z nią wyszedłem.

No a dalej to już każdy wie, że wszystko dobrze. Ludmila więcej ich nie niepokoiła. Po jakimś czasie wzięli ślub i urodziło im się dwoje dzieci. 
Z mojej strony kolejny HappyEnd i mam już pomysł na kolejny OS, więc niedługo znowu się pokażę. Zapraszam też tu. Czekam też na komentarze.

26.8.14

Diecesca "Od nienawiści do miłości" cz.1 - by Stella

 Nowa szkoła. Ciekawe kiedy znajdę przyjaciół, bo wrogów to na pewno dzisiaj. Przekraczając próg budynku czułam na sobie spojrzenie innych i ciche szepty typu "To pewnie ta nowa", albo "Nowa buźka". Zapowiada się świetnie - pomyślałam ironicznie. Podbiegły do mnie dwie dziewczyny uśmiechnięte od ucha do ucha i krzyknęły:
- Witaj w Studiu!!!
- Cześć, jestem Francesca - przedstawiłam się i podałam im rękę.
- Wiemy. To jest Cami, a ja Violetta - one mają jakiś skurcz twarzy czy co? Ja nie potrafię się tak szeroko uśmiechać.
- Skąd znacie moje imię?
- Każdy je zna - są nieco świrnięte, ale bardzo miłe i przyjacielskie. Złapałyśmy dobry kontakt. Już na pierwszej lekcji, miałam okazję poznać kogoś z kogo chyba brały przykład. Były to zajęcia z Beto. Na przerwie wybrałyśmy się do restauracji obok. Zamówiłyśmy sobie soki i ruszyłyśmy w stronę drzwi z zamiarem spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Nie patrząc przed siebie weszłam w kogoś i wylałam sok. Ta dziewczyna zaczęła piszczeć.
- Aaaa!!! Coś ty zrobiła?! Wiesz ile kosztowała ta bluzka?! Zapłacisz mi za to?!
- Przeprasza to był niechcący. Nie patrzyłam jak idę.
- Nie Fran, lepiej się wycofaj - szepnęła Viola, po raz pierwszy dzisiaj dziewczyny nie były uśmiechnięte. Blondynka, na której bluzce znajdował się mój sok, wzięła do ręki ciasto stojące na stoliku obok i trzasnęła nim w moją twarz.
- Oj... Niechcący - powiedziała sztucznie. Wytarłam resztki bitej śmietany z oczu. Postanowiłam nie zostać jej dłużna i wylałam na jej głowę lemoniadę z dzbanka.
- Nie powinnaś była tego robić - powiedziała zmieniając wyraz twarzy ze złowieszczego uśmieszku na wściekły - Zapłacisz mi za to!
- Ale się boję, bo co? Blondynka przejdzie z deserów do dania głównego - powiedziałam udając jej piskliwy ton głosu i wyszłam z restauracji. Kierując się do szkolnej toalety, aby umyć twarz. Violetta i Camila cały czas szły za mną i dopiero jak znalazłyśmy się poza jej zasięgiem i jej znajomych, z którymi przyszła, zaczęły mówić.
- Fran obawiam się, że nie wiesz z kim zadarłaś. Ludmila to najbardziej wpływowa dziewczyna w szkole. Jej "przyjaciółka" Naty, jest tak naprawdę dziewczyną na posyłki, a jej chłopak Diego, potrafi być niebezpieczny - powiedziała jednym tchem Camila.
- Raz tak pobił jednego chłopaka, że trafił do szpitala na oiom. Teraz to radzę ci jej unikać, jak ognia.
- Nie przesadzajcie. Gdyby mogła mi coś zrobić już by zrobiła - powiedziałam i wyszłam już z łazienki czysta. Zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy. Zaraz po tym jak zajęłyśmy miejsca, weszła też Ludmila i jej Paczka. Wycierała swoje długie blond włosy różowym ręcznikiem. Mijając mnie rzuciła mi złowieszcze spojrzenie, a ja jej sarkastyczny uśmieszek. Za to jak mijał mnie Diego uśmiechną się... nawet... uroczo. I mrugną na dodatek.
- Dobrze kochani, dzisiaj mam da was zdanie domowe - do klasy weszła nauczycielka. Dość młoda. Miała loki w kolorze ciemnego blondu. Wydawała się sympatyczna - Będziecie mieli do napisania piosenkę, jaką tylko chcecie. Podzielę was w dwuosobowe pary i żadnych zamian. Swoje piosenki zaśpiewacie na sobotnim balu, dobrze - cała klasa zgodnie pokiwała głową twierdząco - No dobrze. Ludmila ty będziesz z Leónem...
- Z kim. Chyba chciała pani powiedzieć z Diego - oburzyła się blondyna.
- Nie Ludmila nie pomyliłam się, jesteś z Leónem. Diego będzie z Francescą, naszą nową uczennicą - na mojej twarzy pojawił się szok, a na jego uśmieszek za co oberwał w ramię od dziewczyny.
- Ale...
- Dość Ludmila, nie mam dzisiaj ochoty na twoje nastroje. Idziemy dalej. Naty z Federico, Camila, z Brodweyem, Violetta z Maxim... - wymieniała dalej.
 Po wszystkich lekcjach wróciłam do domu i tak jak zawsze od razu pomaszerowałam do pokoju brata. Otworzyłam jego szafę i wyjęłam z niej czarną bluzę. Założyłam ją na siebie i weszłam do kuchni, gdzie czuć było wspaniałe zapachy.
- Co na obiad? - zapytałam. Od razu poprawił mi się humor.
- Lazania, twoja ulubiona. Coś się stało, jak weszłaś miałaś złą minę?
- Nic. Taka jedna dziewczyna mnie zdenerwowała i tyle - odparłam.
- Poznałaś jakiś fajnych ludzi?
- Ta... Violetta i Camila.
- A mówiłaś, że nie znajdziesz żadnych znajomych.
 Zjedliśmy pyszny obiad, Luca jest w końcu kucharzem. Po posiłku zaczęliśmy sprzątać. Ktoś zapukał do drzwi więc poszłam otworzyć, a za nimi zobaczyłam Diego.
- Co ty tu robisz? - zapytałam wyraźnie zdziwiona jego obecnością tutaj.
- Mamy do wykonania piosenkę - odparł z uśmiechem.
- Teraz?
- Nie lubię odkładać na ostatni moment.
- Skąd w ogóle wiesz gdzie mieszkam? - zaśmiał się jakby to było oczywiste.
- Kochana, ja wiem takie rzeczy - odsunęłam się z przejścia dając mu znak głową że może wejść, ale jaszcze zatrzymałam go ręką i dodałam.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Jak? Kochanie? Ty chyba nie wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu?
- Z chęcią oddałabym im to miejsce - wszedł od środka i przywitał się z Luką.
- Dobra wiecie co ja muszę coś załatwić, więc zostawię was samych. Aaa... Siostrzyczko, mała rada. Jeśli chcesz poderwać faceta to nie noś przy nim moich ciuchów.
- Co?!!! - byłam jednocześnie w szoku, jak i też pożerała mnie wściekłość. Jak on mógł pomyśleć, że chcę go poderwać?!
- Zaczynamy kochanie? - zapytał jak tylko mój "kochany" braciszek wyszedł z domu. Nie sądziłam, że to możliwe, ale jak tylko wypowiedział słowo na "K" stałam się jeszcze bardziej wściekła. Poszłam do mojego pokoju, a on za mną. Miałam w nim parę instrumentów w tym mój ulubiony, gitarę - No to o czym będzie nasza piosenka?
- O wściekłości, i zażenowaniu? - zasugerowałam. Zaśmiał się.
- Pomyślałem o czymś takim - powiedział i zaczął mi pokazywać swoje pomysły. Jego pomysły były raczej romantyczne. Po trzech godzinach siedzenia z nim w jednym pokoju, nie mogę narzekać, bo wyszła dobra piosenka. Właśnie skończyliśmy ją śpiewać, a Diego zaczął się niebezpiecznie zbliżać. Za to ja się zaczęłam odsuwać.
- No co?
- No właśnie co? - odparłam - Powinieneś już iść - dodałam.
- Ale Francesca...
- Diego wyjdź - przerwałam mu.
- Do zobaczenia - powiedział i wyszedł zostawiając mnie samą.

- Francesca - z zamyśleń wyrwał mnie głos Angie.
- Tak?
- Jak idzie praca z Diego?
- Mamy już piosenkę - odparłam.
- Świetnie - odparła i mogłam już wrócić do myślenia, ale to nie potrwało dłużej niż minutę.
- Gapisz się na Diego,a on na ciebie. Co się tu dzieje? - zapytała Violetta.
- Co? Nie! - krzyknęłam, ale nie tak głośno żeby ktoś oprócz dziewczyn zwrócił na mnie uwagę - Ja tylko myślałam, a on siedzi przede mną więc patrzyłam na niego, tak jakby.
- Załóżmy że ci wierzymy, ale jak wyjaśnisz to, ze on patrzy na ciebie? - Cami uniosła brwi podejrzliwie.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
- Oj no weź. Wczoraj musieliście spędzić ze sobą trochę czasu, skoro piosenkę już macie. Coś się wydarzyło? - Violetta nie ustępowała.
- Nic - powiedziałam i postanowiłam zakończyć już ten temat całkowicie skupiając się na lekcji. Zauważyły to więc nie zadawały więcej pytań. Wiedziałam, ze i tak będę musiała im powiedzieć, bo nie odpuszczą. Starałam się jednak unikać tego tematu. Popołudniu umówiłyśmy się na zakupy. Chciały kupić sukienki na bal. Ja raczej nie pójdę, nie mam z kim. 

- Co myślisz o tej - Viola przymierzała już 10 sukienkę w jednym sklepie i żadna nie sprostała jej wymaganiom. Camila też wyszła z przymierzalni w trzeciej. Obydwie nie znalazły nic w tym sklepie więc udałyśmy się do następnego po drodze niestety trafiłyśmy na Diego. Chciał ze mną pogadać, ale ja nie chciałam. Dziewczyny jednak nie pozwoliły mi tak odejść i lekko popchnęły w jego stronę, a same odeszły. Staliśmy jeszcze bliżej siebie niż wczoraj.
- Znalazłaś już sukienkę na bal? - zapytał.
- Nie idę na niego. A przynajmniej nie na długo. Zaśpiewamy i zmywam się - odparłam.
- Idziesz i to ze mną.
- To według ciebie jest zaproszenie?
- Gdybyś mi pozwoliła wyglądałoby to inaczej.
- Nie trudź się i tak się nie zgodzę.
- Dlaczego, wczoraj się nieźle dogadaliśmy.
- Może, ale ty to zepsułeś.
- Francesca, daj mi jeszcze jedną szansę - złapał mnie za rękę. Chciałam to przerwać, ale... Było... Miło... - Proszę dodał i uśmiechnął się - przewróciłam oczami. Miałam już powiedzieć, ze to przemyślę - Super będę o 18:00 jutro - powiedział pocałował mnie w policzek i odszedł. Od razu po tym podbiegły dziewczyny.
- Co to było? Nadal będziesz zaprzeczać, że między wami coś jest? 
- Idziemy po tą sukienkę - skoro idę z Diego to postanowiłam jednak kupić sukienkę. Camila kupiła różowo-białą, Violetta fioletową, a ja czerwoną. Po dość udanych zakupach udałyśmy się do restauracji żeby coś zjeść.

Ok, chcieliście Diecescę to proszę. Nie cała, wspomniałam już, że nie potrafię krótko. Mam nadzieję, ze się spodoba i liczę na komentarze.
Nieco inna sprawa. Założyłam bloga z jednym opowiadaniem. Jest prolog, ale ostrzegam, ze nie potrafię zaczynać i to jest tak naprawdę o niczym. Mam jednak nadzieję, że dacie mi szansę w następnych rozdziałach. Oto link: http://mi--mejor--momento.blogspot.com/.
Mam naprawdę wielką nadzieję, że jeśli ktoś to przeczytał to zajrzy i zostawi komentarz ;D
Cóż, chyba tyle mojej paplaniny.


23.8.14

Fedemiła - „Jestem twoja a Ty należysz do mnie” cz.1/3 - by Ańćć.

Opowiadanie zawiera treści wulgarne i nieprzyzwoite.
Czytasz na własną odpowiedzialność.


* Perspektywa Ludmiły *
-Nie możecie zaczekać aż zostaniecie sami? Nikt nie ma ochoty oglądać jak wymieniacie ślinę i zrzucacie z siebie ubrania – ostro wkurzony głos przerwał nam tą namiętną chwilę zapomnienia.
Tomas zabrał rękę z mojego uda i odsunął swoje usta od moich. Jednak nie puścił mnie tylko objął ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Co, znów jesteś zazdrosny? Straciłeś swoją szansę – odpowiedział z równą złością Tomi.
-Po prostu mówię w imieniu wszystkich, którzy się tu teraz uczą i z trudem powstrzymują odruch wymiotny – odpowiedział Federico podkreślając słowo „uczą”.
Tomas wywrócił oczami i pocałował mnie w usta kilka sekund dłużej niż powinien.
-Muszę iść na zajęcia z tańca. Do zobaczenia później kocie – pożegnał mnie mój chłopak i wyszedł celowo potrącając Fede w ramię.
-Federico! Kiedy w końcu przestaniesz robić mi sceny?! - zwróciłam się do Włocha.
-Nie pozwolę żeby jakiś idiota obściskiwał się z najważniejszą dziewczyną w moim życiu – odparł z powagę patrząc mi prosto w oczy.
Nie dałam się zwieść tej jego przesłodzonej czułości i niewinności. Po tym co zrobił nie powinien się w ogóle do mnie odzywać a już na pewno odzywać w taki sposób.
-Przestań z tymi ckliwymi tekstami i czułymi słówkami. Kiedy mnie z nią zdradzałeś też byłam „ najważniejszą dziewczyną w twoim życiu” ? - zapytałam ze złością kreśląc w powietrzu cudzysłów.
Starałam się być twarda i przez ostatnie dwa tygodnie wychodziło mi to świetnie. Jednak mówienie a nawet samo myślenie o tym sprawiało mi ból. Kiedy tamtego dnia strzeliłam mu z liścia i powiedziałam, że z nami koniec, przyrzekłam sobie, że będę silną, niezależną dziewczyną, która już nigdy nie pozwoli się zranić. Wielkimi krokami zbliżały się moje 19 urodziny i koniec nauki w Studio OnBeat. Miałam w planach wyjechać na kilka miesięcy najlepiej na inny kontynent. To była zwykła, tchórzowska ucieczka, ale potrzebowałam tego.
-Po pierwsze: zawsze byłaś i zawsze będziesz najważniejszą dziewczyną w moim życiu. - powiedział łagodnie na co prychnęłam zirytowana. - Po drugie: tłumaczyłem ci to chyba ze sto razy. Byłem pijany. To był tylko pocałunek a ja od razu go przerwałem.
-Ta. Przynajmniej nie kłam. Widziałam zdjęcia i całą resztę dowodów. Zraniłeś mnie-straciłam nad sobą panowanie, ujawniając swoje uczucia. Skarciłam się w myślach i przybrałam obojętną minę. - Należysz już do przeszłości, więc łaskawie daj mi spokój na przyszłość.
Chciał coś jeszcze odpowiedzieć, pewnie zaprotestować, ale do sali wszedł lekko spóźniony Pablo i rozpoczął zajęcia.

Wieczorem szykowałam się na imprezę. Wychodziłam z Tomasem do jego ulubionego klubu. Przy moim chłopaku i głośnej, klubowej muzyce mogłam zapomnieć o wszystkich moich zmartwieniach. Ale to nie tak, że chodziłam z nim tylko dlatego żeby zamazać wspomnienia. Mimo, że Tomas nie należał do najmilszych ludzi to było mi z nim dobrze i przy mnie wcale nie był tak okropną osobą za którą uważali go inni.
Musiałam dziś wyglądać szałowo żeby widział tylko mnie, bo zawsze oblegały go tłumy napalonych lasek. Krótka, biała sukienka z koronki bardziej odkrywała moje ciało niż je zakrywała Do tego założyłam skórzaną ramoneskę z kolorze czarnym z pikowaniami i ćwiekami, prezent od Tomasa. Dodałam jeszcze mocny makijaż oczu, krwistoczerwoną szminkę i czarne buty na wysokim obcasie. Moje blond włosy ułożone w lekkie fale spływały po moich ramionach i kończyły się nad łopatkami.
Wyszłam z domu bez trudu. Mojej matki jak zwykle nie było.

* Perspektywa Tomasa *
Musiałem przyznać, że moja kocica wyglądała niesamowicie, seksownie i pociągająco. Cały wieczór podsuwałem jej drinki, sam też sporo wypiłem. Wiedziałem, że ma wolną chatę i nie zamierzałem zmarnować takiej okazji. Zostawiłem ją na chwilę na parkiecie przerywając nasz zmysłowy taniec. Chwiejnym krokiem ruszyłem do baru po kolejną porcję alkoholu.
Przy barze dosiadła się do mnie jakaś długonoga laska z krótkim, rudymi włosami, wręcz czerwonymi.
-Co taki przystojniak robi tu sam ? - zapytała i uśmiechnęła się uwodzicielsko.
Chciałem jej powiedzieć, że nie jestem sam. Obejrzałem się na Ludmiłę. Tańczyła z jakimś facetem.
Nagle poczułem dotyk niedużej dłoni na moim udzie. Ruda wyraźnie miała na mnie ochotę i była piękna.
-Może wyjdziemy gdzieś razem ? -spytała i przesunęła rękę w górę.
Ludmiła była tak bardzo schlana, ze na pewno nie będzie pamiętała, że zniknąłem na chwilę. Ująłem dłoń rudowłosej a ona z uśmiechem pociągnęła mnie od wyjścia.
Zanim przekroczyłem próg spojrzałem jeszcze ram na Ludmi. Facetem z którym tańczyła był ten przydupas Federico. Nie wiedziałem, że takie mięczaki jak on w ogóle znają takie kluby. On i moja dziewczyna byli teraz tak blisko, całował ją po szyi i błądził rękoma po jej ciele. Chciałem tam wrócić i przerwać to ale rudowłosa przyciągnęła mnie do siebie. Jej ręce trafiły na mój tors a gorące usta odnalazły moje.
Przeszło mi jeszcze przez myśl, że między nimi do niczego nie dojdzie. Federico to tylko jakiś cienias Po co ja się zamartwiam kiedy mogę się zabawić?





Oto jest druga moja praca. Jest dość krótka, ale jest to opowiadanie podzielone na trzy części, których możecie spodziewać się już niebawem.
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czekam na wasze opinie w komentarzach :**

Pozdrawiam, Ańćć. 

19.8.14

Leonetta - "Po latach" - by. Ańćć.

Hej, no więc na początku chciałam się przedstawić. Jestem Ania, ale mój pseudonim w internetach i blogosferze to Ańćć. Mam 15 lat i mieszkam w małej miejscowości koło Częstochowy. 
Piszę opowiadanie o Darach Anioła o tu: http://clary-nocna-lowczyni.blogspot.com.
Będę współprowadzić tego oto bloga i publikować na nim swoje One Party. 
Mam nadzieję, że moja premierowa praca tutaj wam się spodoba. Dajcie znać w komentarzach. 

Dwudziestosiedmioletni Leon Verdas opuścił Studio OnBeat, w którym pełni funkcję dyrektora i nauczyciela śpiewu. Leon niewiele się zmienił z wyglądu. Do ciemnobrązowych, postawionych na żel włosów i ładnych zielonych oczu doszedł kilkudniowy, dodający męskości zarost i kilka mało widocznych zmarszczek. Wciąż nosi koszule w kratę, czasami dokłada marynarkę lub krawat.
Idzie właśnie odebrać z przedszkola córkę. Córkę jego i Violetty. Wychowuje sześcioletnią Melody samotnie, pomagają mu jedynie jego rodzice i od czasu do czasu przyjaciele. Dziewczynka wygląda identycznie jak jej mama. Te same gęste, brązowe włosy, identyczne, duże, błyszczące oczy w kolorze czekolady. Ten sam perlisty śmiech. Niemal skopiowane rysy twarzy. Dostała imię na cześć ich wspólnej pasji do muzyki i mieli nadzieję, że odziedziczy po nich talent. Oczywiście mieli rację.
Mała Melody nic nie wie o swojej mamie. Violetta wyjechała gdy Mel, bo tak na nią mówiła, miała niecałe 2 latka. Castillo podpisała kontrakt płytowy, jednak nie przeczytała go dokładnie. Myślała, że po paru miesiącach wróci do córki i męża, niestety umowa obowiązywała ją przez 3 długie lata.
Proste obliczenia matematyczne podpowiadają, że coś tu się nie zgadza. 2+3=5. Więc gdzie się podziewa pani Verdas? Sześcioletnia Melody od ponad roku powinna znów mieć matkę.
Leon odebrał córkę z przedszkola. Jak co dzień zaraz po przyjściu do domu włączył małej bajkę a sam zajął się gotowaniem dla nich obiadu.
Podał posiłek do stołu. Przez dłuższy czas jedli w milczeniu. Mała Mel spytała:
-Tatusiu, powies mi coś o mamusi?
Tak bardzo bał się usłyszeć tego pytania. Wiedział, ze córka w końcu je zada, ale nie sądził, że tak szybko. Nie miał jeszcze gotowej odpowiedzi. Co miał jej powiedzieć? „Córciu, twoja mama porzuciła nas dla kariery muzycznej”. Nie mógłby. To złamałoby jej małe, ale niezwykle wrażliwe serduszko, tak jak przed laty złamało jego serce. Wciąż cierpiał po utracie miłości swojego życia.
Przeglądał pamiątki, czytał jej pamiętniki i listy, które z czasem przestały przychodzić. Czasami, w najgorszych momentach nawet płakał. Największy bój sprawiały mu jednak ich wspólne piosenki.
Spojrzał w czekoladowe oczy przed sobą, takie oczy posiadają tylko dwie najważniejsze kobiety w jego życiu. Jedna z nich wyjechała i nie widział jej od 5 lat, druga siedzi przed nim i czeka na odpowiedź. Zasługuje na to by wiedzieć.
-Co chciałaby wiedzieć o mamusi?
Decyzja podjęta. Klamka zapadła.
-Wsystko! - zasepleniła z radością Melody.
Jej oczy rozbłysły. Była bardzo ciekawa.
-Od czego by tu zacząć... - zastanowił się na głos.
Chwilę później opowiedział córce całą ich wspólną przeszłość, rozpoczynając od momentu gdy uratował ją od zderzenia z deskorolkarzami...
Leon jak co dzień szedł do pracy, do Studia OnBeat. Około godziny 9.00 przekroczył próg szkoły.
Swobodnie poruszając się do dobrze znanych sobie korytarzach dotarł do pokoju nauczycielskiego. Przywitał się zresztą kadry i z kawą w ręku skierował do swojego gabinetu. Przygotował się do zajęć, dopił napój z kofeiną, po czym z pustym kubkiem w jednej i notatkami w drugiej ręce wyszedł w pomieszczenia.
Czytał właśnie trzeci akapit tekstu, gdy poczuł, że na kogoś wpada. Zawartość kubka, czyli resztki kawy wylądowały na jego nowej, błękitnej koszuli.
Podniósł wzrok, spoglądając na sprawczynie wielkiej, czarnej plamy na jego ubraniu. Przed nim stała drobna, wątła kobieta. Na oko jego rówieśniczka. Miała na sobie czarną, lekką bluzkę, spodnie tego samego koloru, granatową chustę i okulary przeciwsłoneczne, duże na połowę jej twarzy.
-Przepraszam – powiedziała słabym głosem.
Głosem tak znajomym, tak bliskim jego sercu. Tak wiele wspomnień ożyło w nim po usłyszeniu tego jednego, krótkiego słowa. Głosem, który wypowiedział do niego kiedyś „Kocham Cię. Najbardziej na świecie.” , „Tak. Zostanę twoją żoną”, ale też „Wrócę z parę miesięcy, niedługo się zobaczymy. Będę tęsknić”. Ale czy to możliwe? Czy ta kobieta może być nią? Ciemne, matowe, zaniedbane włosy sięgały jej niemal do pasa. Skóra na twarzy była poszarzała, bez grama makijażu. Usta suche, blade, wygięte kącikami ku dołowi. Czarne, skromne ubrania, które wisiały na jej wychudzonym ciele. Biała, skośna blizna przechodząca przez czoło i łuk brwiowy.
Leon stał tak z szokiem i niedowierzaniem malującym się na twarzy. Jego źrenice powiększyły się niemal dwukrotnie, by móc chłonąć więcej szczegółów. Między brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Umysł zaprzątały miliony myśli, sprzecznych ze sobą.
Violetta przyglądała mu się zza ciemnych okularów. Coś, jakby wewnętrzny głos podpowiadało jej, że skądś go zna. Zdjęła okulary by móc lepiej się przyjrzeć.
Gdy Leon ujrzał ten czekoladowe tęczówki wyzbył się wszystkich wątpliwości co do tego kogo widzi. Chciał porwać ją w ramiona, wyściskać, pocałować, usłyszeć, że za nim tęskniła, że go kocha. Niestety szok sparaliżował całe jego ciało.
-Vvv... Violetta ? - spytał jąkając się
-Ttaak. Czy ty jesteś Leon Verdas?
Ach no tak. Mógł się przecież tego spodziewać. Minęło 5 lat odkąd się widzieli. On poznał ją mimo, że tak bardzo się zmieniła. A ona go nie pamięta. Najzwyczajniej w świecie zapomniała o jego istnieniu.
-Tak.
Zdziwił się gdy zamiast odpowiedzieć sięgnęła do torby i wyjęła z niej pamiętnik. Z wyrazem skupienia na twarzy, przewracała pospiesznie kartki. W końcu zatrzymała się i zaczęła czytać na głos:
-„Leon dziś pokarze mi nasz nowy dom. Już nie mogę się doczekać. Patrzę w te jego niesamowicie zielone oczy i zastanawiam się czy zasłużyłam sobie na takiego mężczyznę. Leona Verdas mojego wspaniałego męża, ojca mojej córeczki. To moje dwa największe skarby.”
Spojrzała w jego oczy i coś w niej drgnęło. Przypomniała sobie jak uratował ją przed zderzeniem z chłopakiem na deskorolce, bo wtedy po raz pierwszy ujrzała te szmaragdowe tęczówki. Nieświadomie uroniła kilka łez.
-Proszę, nie płacz. - powiedział ścierając słone krople płynące po jej policzku.
-Leon. Ja... ja nic nie pamiętam. Nie pamiętam swojego życia, ciebie, swojej córki, rodziny. Błagam cię zrób coś...
Teraz rozpłakała się na dobre. Trzęsła się i roniła łzy. Szatyn bez namysłu mocno ją przytulił. Wprowadził do swojego gabinetu. Wciąż trzymając ją w ramionach i delikatnie głaszcząc po plecach, szeptał jej, że wszystko będzie dobrze, pomoże jej, wszystko sobie przypomni.
Gdy już się uspokoiła i przestała moczyć jego koszulę zapytał:
-Jak to się stało, że nic nie pamiętasz?
-Więc, wiem tylko tyle, że rok temu przeżyłam katastrofę lotniczą. Samolot się rozbił. Trafiłam do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Miałam trzy poważne operacje i cudem wyszłam z tego wszystkiego. Na skutek obrażeń straciłam pamięć. Mój ojciec German zabrał mnie do kliniki w Hiszpanii. I właśnie tam spędziłam ostatni rok. Tata mówił, że nie mam rodziny, przyjaciół. Wiedziałam tylko, że urodziłam się w Madrycie i że moja mama zmarła jak byłam mała.
-Jak on mógł – przerwał jej zły na inżyniera.- Tak cię okłamać. Znowu. Nie urodziłaś się w Madrycie, tylko tutaj w Buenos Aires. Masz przyjaciół, ciocię, córkę i mnie.
-Wiem. Kilka dni temu znalazłam to – powiedziała wskazując pamiętnik. - Przeczytałam i nie mogłam uwierzyć. Musiałam jednak dowiedzieć się prawdy. Tata wyjechał kilka dni temu w sprawach służbowych a ja uciekałam z domu. Proszę powiedz mi wszystko co o mnie wiesz.
Leon zaczął jej opowiadać. Usłyszałam mniej więcej to co parę dni temu mała Melody. Słuchała z zaciekawieniem i wzruszeniem. Darzyła go zaufaniem i wierzyła w każde słowo.
-Wierzysz mi? - spytał dla pewności.
-Oczywiście, że tak.
-Nawet w to, że jestem twoim mężem? Przecież zupełnie mnie nie pamiętasz.
-Wierzę. Kiedy tak obok mnie siedzisz czuję jakieś magiczne przyciąganie do ciebie. Każda komórka mojego ciała chce być blisko ciebie, czuć twoje ciepło, chłonąć twój zapach. Czuję jakby łączyła nas nić, cienka i niewidzialna, ale jednocześnie mocna i nie do przerwania. Lekarz kiedyś powiedział mi, że potrzebuję silnych bodźców by wspomnienia wróciły. - zrobiła pauzę a on spojrzał na nią z zapytaniem w oczach. Biła się z myślami, ale w końcu zebrała się na odwagę. Wzięła głęboki wdech i dodała szeptem – Pocałuj mnie.
Jemu nie trzeba było powtarzać drugi raz. Przysunął się i złączył ich usta w czułym, delikatnym pocałunku. Wyrażał on jego miłość i tęsknotę.
Gdy tylko poczuła jego usta na swoich przeszedł ją jakże znany dreszcz przyjemności. W jednej sekundzie miliony wspomnień zalały jej umysł. Tych dobrych jak i tych bolesnych. Już wiedziała kim jest.
Leon niechętnie oderwał się od swojej żony. Spojrzał na nią z niepewnością i pewnego rodzaju lękiem. Lękiem przed tą bolesną i smutną wersją wydarzeń.
-I ? -zapytał.
-Przypomniałam sobie.
Obydwoje uśmiechnęli się.
-Kocham Cię – wyszeptał czule ścierając samotną łzę wzruszenia.
-Ja ciebie też kocham.
-Chodź, jest ktoś kto chce cię poznać – zakomunikował po czym wstał i wyciągnął do niej rękę.
-Melody – wyszeptała i ujęła jego dłoń.


Dieletta ♥Na zawsze♥ cz. 3 - by Stella

W tej części już muszę streścić. Trochę długie to wyszło.
Co do zgadywania Happy/Sad End, muszę wam powiedzieć, że ci którzy mówili "Happy End" mieli rację, a ci którzy mówili "Sad End" również mieli rację. Jak? Dowiecie się po przeczytaniu.

 Germán postanowił zajrzeć do pokoju córki. Zobaczył tam dwójkę smacznie śpiących nastolatków. Violetta była wtulona w klatkę piersiową Diego, a on ją obejmował. Na szafce obok łóżka świeciła się lampka. Przykrył ich kocem zgasił lampkę i wyszedł z pokoju.

 Następnego dnia gdy Diego się obudził, obok niego nie było Violetty. Rozejrzał się po pokoju, ale również jej nie zauważył. Wstał i poszedł do swojego pokoju by zmienić ubrania. Następnie udał się do jadalni na śniadanie. Violetty nadal nigdzie nie widział. Każdy usiadł na tym samym miejscu co zawsze. Nareszcie zeszła na dół. Jej strój opierał się na różowym, co zadowoliło wszystkich obecnych. Usiadła obok Hernandeza. Po śniadaniu postanowili pójść na spacer. Powolnym krokiem kierowali się przed siebie. Cały czas rozmawiali i trzymali się za ręce.
 Gdy chodzenie już ich zmęczyło, kupili sobie lody i usiedli na ławce w parku. Tak zleciał im prawie cały dzień. Wracali do domu koło 18:00.  Mimo, ze nie było późno słońce już zdążyło schować się a horyzontem. Byli już naprawdę bardzo blisko domu. Nagle Diego się zatrzymał.
- Miałem kupić mamie po drodze baterię, całkiem zapomniałem - (Tak wiem. Baterię? Ale nie wiedziałam co ty wpisać więc wypadło na nią;D)
- Idź. Przecież nie powiesz mamie, że zapomniałeś o baterii - odparła.
- Nie chcę cię zostawiać - powiedział.
- Sklep jest zaraz za rogiem. Pójdę z tobą, jeśli chcesz.
- Nie. Mówiłaś, że ci zimno. Idź do domu - powiedział i delikatnie musnął jej usta. Oboje ruszyli w swoją stronę. Chłopak zniknął już za rogiem. Violetta poczuła przerażający ból z tyłu głowy, a zaraz po tym straciła przytomność.

 Do domu wszedł Diego z baterią dla swojej mamy. Wszyscy zwrócili wzrok ku niemu. Nie miał pojęcia o co chodzi, zwłaszcza Germánowi. W jego wzroku było coś jak złość.
- O co wam chodzi? - zapytał.
- Gdzie Violetta? - zapytali wszyscy jednocześnie.
- Myślałem, ze jest w domu - jego głos zaczął drżeć ze strachu, a w głowie miał same najgorsze scenariusze.
- Nie, wyszła z tobą po śniadaniu, a teraz wracasz sam! - krzyknął Germán, a Angie zaczęła go uspokajać.
- Byliśmy jakieś pięć domów dalej, gdy przypomniałem sobie, że miałem kupić mamie baterię. Wróciłem się po nią a Vilu miała sama dojść. Nie było daleko - wyjaśnił.
- Ale nie wróciła. Pewnie znowu uciekła - teraz też Angie zaczęła panikować.

Chwilkę wcześniej:
 Violetta obudziła się na łóżku. Strasznie niewygodnym. W pomieszczeniu, w którym się znajdowała było zimno ciemno i czuć było papierosy oraz alkohol. Jedyne małe okienko, na drugim końcu pokoju, było zalepione starymi gazetami. Jedyne światło jakie było w pokoju to, to które przedostało się przez małą szparkę między drzwiami, a progiem. Najgorsze jednak było to, że jej ręce były przypięte do łóżka kajdankami. Bolało ją całe ciało bez wyjątku, ale najbardziej lewe biodro. Łzy z jej oczu lały się strumieniami i mimo słabemu światłu i rozmazanemu obrazowi rozpoznała miejsce, w którym się znajdowała. Często tu bywała z Rodrigo i resztą jego paczki. Wysiliła się i wygięła na tyle by móc dosięgnąć do kieszeni spódnicy i wyjąć telefon - Kiepski porywacz skoro nie zabrał telefonu - pomyślała. Wystukała szybko wiadomość do Diego.
Ratuj! Jestem w opuszczonej fabryce.
Zdążyła wysłać, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i niewyraźny kształt ciała stanął w przejściu. Gdy zobaczył komórkę w rękach Violetty, podbiegł i wyrwał jej ją rzucając o ziemie.
- Nie powinnaś była tego robić.

 Diego odczytał wiadomość i szybko chciał wyjść z domu, by ratować ukochaną, ale w tym samym momencie drzwi się tworzyły  i do domu wszedł Ramallo. Wyrwał kluczyki do samochodu z jego ręki i pobiegł.
- Co się stało? - zapytał nic nie rozumiejąc, asystent Germána.
- Violetta zaginęła - oświadczyła Esmeralda.
- Co? Jak to? Gdzie? A Diego gdzie pobiegł zabrał mi kluczyki do samochodu - Esmeralda szybko wyjęła komórkę z kieszeni spodni i wybrała numer do syna.
- Gdzie ty jesteś Diego?! - zapytała jak tylko odebrał.
- Jadę ją uratować - oznajmił wciąż niespokojnym głosem.
- Przecież nie wiesz gdzie ona jest.
- Wiem. W starej fabryce - oznajmił i się rozłączył.

 Strasznie bolał ją policzek. A dlacezgo? Dlatego, ze dostała z pięści i jeszcze kopniaka w brzuch za to, że chciała użyć telefonu. Napastnik nie wiedział tylko, że wiadomość zdążyła już pójść, a nadzieja Violetty też mówiła, że Diego ją odczytał i ją uratuję albo wezwie policję. 
- Żadnych takich numerów, bo pożałujesz - odezwał się siadając na łóżku.
- Kim jesteś? - zapytała.
- Nie poznajesz? - zapalił lampkę. SZOK!!! RODRIGO!!! Nie mogła uwierzyć własnym oczom. 
- Dlaczego to robisz?! - krzyknęła zaciskając oczy by nie dać łzom wyjść na zewnątrz. 
- Niczego się nie domyślasz? - zaśmiał się - Miałaś być moja. Ale postanowiłaś wybrać tego frajera. Ja ci tak łatwo odejść nie pozwolę. 
- Nie możesz mnie tu więzić prędzej czy później ktoś mnie znajdzie.
- Jutro nas już tu nie będzie, więc albo dzisiaj albo wcale. Masz wybór. Albo nikomu ani słowa i możemy być razem szczęśliwi, albo zostaniesz moją służącą. Co wolisz? - splunęła mu prosto w twarz. Wytarł ją chusteczką. Odpiął kajdanki po czym szarpnął ją za włosy i przy okazji kolejny raz uderzył w twarz - Skoro chciałaś - Szepnął jej do ucha i odwrócił przodem do siebie. Tym razem dostała tak mocno, że upadła na ziemię. Już szykowała się do przyjęcia kopniaka, ale zamiast tego usłyszała niepokojące dźwięki. Ledwo przytomna odwróciła się w stronę byłego przyjaciela. Nie wierzyła własnym oczom. Łzy napłynęły jej do oczu. Łzy radości. Diego przyszedł ją uratować.
 Z wargi i nosa Rodrigo sączyła się czerwona ciecz. Diego przystawił go do ściany i trzymał mocno ręce na jego szyi. Mimo tego zdołał wykrztusić z siebie słowa które mnie przeraziły.
- Możesz mi ją zabrać, ale nigdy się ode mnie nie uwolni - zdołał też chytrze się uśmiechnąć. Dostał ostatni raz w twarz. Tym razem jednak upadł na ziemię nieprzytomny, ale żywy. Nadal płakała, a obraz był strasznie rozmazany. Podbiegł do niej Diego i wziął delikatnie na ręce. Wtuliła się w jego klatkę piersiową. Wyszedł z nią z budynku i posadził na miejscu pasażera w... samochodzie Ramallo? Sam usiadł na miejscu kierowcy i ruszył szybko przed siebie. Obraz był nadal rozmazany od ciągle napływających do oczu łez, a ciało wciąż trzęsło się ze strachu. Diego zdjął jedną rękę z kierownicy i chwycił w nią dłoń dziewczyny.
- Nie martw się. Jestem już przy tobie. Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić - chciał ją pocieszyć. Bolało go to, w jakim stanie była dziewczyna, to że na to pozwolił, ale najbardziej to, że nie mógł nic zrobić, alby o tym zapomniała.
 Dojechali do domu Violetty. Zaniósł ją do środka, na samym progu każdy z domowników podbiegł do nich. Byli szczęśliwi, że Violetcie nic nie jest. Hernandez położył ją na kanapie i ukląkł obok.
- Violetta nic ci nie jest. Zaraz przyniosę ci coś ciepłego do jedzenia - powiedziała Olga i pobiegła do kuchni.
- Wolałabym najpierw wziąć prysznic - odparła i wstała korzystając z pomocy Diego. Zaprowadził ją do łazienki i zamknął za nią drzwi. Wrócił na dół i usiał na fotelu.
- Diego... Dziękuję za uratowanie Violetty - powiedział Germán podchodząc do chłopaka.
- No co ty... Nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić - odparł.
-Cieszę się, że Violetta ma kogoś kto będzie przy niej.
 Wykąpana i pachnąca dziewczyna nerwowo zeszła po schodach. Złapał Diego za rękę i pociągnęła go do kuchni. Poprosiła Olgę aby dała im chwilkę i wyszła.
- Co się stało? - z oczu dziewczyny po raz kolejny wyślizgnęły się łzy - Violetta?! -dodał nieco głośniej zaniepokojony chłopak. Uniosła bluzkę trochę do góry, ukazując czarny napis "Rodrigo" na jej lewym biodrze - Nie przejmuj się. Pozbędziemy się tego, obiecuję ci - powiedział i mocno przytulił ją do siebie - Chodź, pogadamy z twoim tatą.
- O czym? - zapytał wchodząc do kuchni Germán.
- Violetta... Idź do Angie - powiedział Diego. Wiedział, że trudno jej o tym rozmawiać, więc wolał sam powiedzieć Germánowi o tatuażu. Gdy dziewczyna opuściła pomieszczenie Hernandez zaczął tłumaczyć co się stało.
- Violu, jak się czujesz? - zapytała zatroskana ciocia. Zamiast odpowiadać przytuliła się do niej. Z kuchni wyszedł jej ojciec i chłopak.
 - Violetta nie martw się. Jedziemy do szpitala. Mam znajomego, który się tego pozbędzie - oznajmił Castillo szukając kluczy do samochodu.
- Germán pozwolisz, że ja poprowadzę w twoim stanie to może być niebezpieczne - oznajmił Ramallo.
- Dobrze chodźmy - Violetta oczywiście poszła trzymając się Diego. Wszyscy wpakowali się do samochodu i ruszyli do szpitala.

 Zdenerwowany lekarz wyszedł z sali, w której leżała Violetta i pobiegł do jakiegoś innego gabinetu. Widząc go Olga, Ramallo, Angie, Germán, Esmeralda i Diego zaczęli się niepokoić. Jak doktor Ramos wyszedł z pomieszczenia Germán od razu wstał
- Co się stał? - zapytał.
- Jest bardzo źle. Tatuaż został zrobiony parę godzin temu, w niesterylnych warunkach oraz niehigienicznym sprzętem. Opatrunku chyba w ogóle nie było, ale to są drobnostki. Najgorszy był używany tusz. Wstrząs anafilaktyczny. To alergiczna reakcja organizmu na niektóre składniki zawarte w pigmencie. Taki wstrząs może zabić w kilka minut, musimy się tego jak najszybciej pozbyć - wyjaśnił i pobiegł na salę operacyjną.

No dobra, a teraz ta gorsza część i nie śmiejcie się ze mnie, bo to będzie trochę dziwne. Może nie wyszłoby takie gdybym nie musiała tak streszczać.
 Nieprzytomna jeszcze Violetta leżała na łóżku szpitalnym. bok niej cały czas siedział Diego trzymając ją za rękę. D szpitala przyjechali też przyjaciele dziewczyny. Zaraz po tym jak się dowiedzieli co się stało. Na urządzeniu zaczęła się ciągnąć prosta linia. Lekarze robili wszystko co w ich mocy aby dziewczyna przeżyła, jednak nie udało się. Z oczu Diego lały się łzy, złożył na ustach dziewczyny ostatni pocałunek i wybiegł z sali, odpychając od siebie pielęgniarkę, która chciała dać mu zastrzyk uspokajający. Dobiegł do domu i wleciał jak burza do pokoju swojej matki. Nabazgrał coś szybko na kartce i wrócił na zewnątrz. Wsiadł na swój motor i ruszył najszybciej jak mógł. Gdzie? Na plaże. Po co? Żeby dołączyć do Violetty. Przywiązał rękę do kierownicy i pojechał. Po co sznurek? Żeby się odruchowo nie wynurzyć. Przejechał przez całą długość mola i zleciał na dół, do wody. Świadkowie samobójstwa zadzwonili na policję i pogotowie.

 Wszyscy poubierani na czarno opłakiwali Violettę i Diego. Nawet pogoda. Padał deszcz i zbierało się na burzę. Każdy oprócz rozpaczy po stracie bliskich osób miał też w głowie pytanie. "Dlaczego?" Może zrobił to nieświadomie, widział jak jego miłość umiera i pod wpływem chwili zabił się, a może chciał do niej dołączyć tam na górze. Dowiedzieli się dopiero kiedy Esmeralda znalazła kartkę od niego.
Pochowajcie mnie obok niej.
Kocham cię, mamo.
Diego.
Tymczasem:
- Nienawidzę cię! Jak mogłaś być taka słaba i głupia - wrzeszczała na siebie brunetka. Łzy lały się z jej oczu. Upadła na podłogę i nadal płakała. Ktoś podniósł ją na równe nogi i odwrócił przodem do siebie. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Chciała do niego wrócić, przytulić się, pocałować go, ale nie tu, nie teraz.
- Diego? Co ty tu... Coś ty zrobił! - krzyknęła przepełniona złością na ukochanego - Jak mogłeś to zro... - przerwał jej przykładając swój palec wskazujący do jej ust.
- Ciii... - złączył ich usta w długim i pełnym miłości pocałunku. To najczulszy pocałunek jakim obdarzyli się kiedykolwiek.

Nie wiem czy zauważyliście, ale zmieniłam nazwę z One Shotów, na Opowiadania. Dlaczego? Bo nie potrafię napisać opowiadania na jeden rozdział. Tak więc będą to krótkie opowiadania :D A przynajmniej z mojej strony. Tak, dobrze czytacie. Będzie ze mną współpracować Ania Szatan! Cieszycie się, bo ja bardzo. Jej pierwsze dzieło pokaże się już niedługo!
Wracając, Sad czy Happy. Jak już wspominałam, według mnie Happy. Jakie jest wasze zdanie?

10.8.14

Dieletta ♥Na zawsze♥ cz.2 - by Stella

 Weszli do klubu. Violetta rozglądała się za znajomymi. Zauważyła ich jak zawsze przy tym samym stoliku. Chciała podejść, ale zatrzymał ją Diego. Odpiął czarną spinkę, a loki dziewczyny opadły na ramiona.
- Lepiej? - zapytała.
- Lepiej - odparł i podszedł do barku - Koktajl waniliowy - powiedział - Pamiętam, że go uwielbiałaś - mrugnął do niej.
- Gust się zmienia - odparła.
- Truskawkowy? - zapytał.
- Nie wiesz o mnie tyle ile ci się wydaje. Uczulenie - nie poddawała się.
- Czekoladowy? Chyba nie powiesz, że nie lubisz czekolady - gdyby zaprzeczyła byłaby to gruba przesada. Uwielbia czekoladę i mogła by ją jeść na śniadanie, obiad i kolację - Więc czekoladowy. Z zamówionymi koktajlami podeszli do stałego miejsca przyjaciół ze "Studio 21".
- Cześć - powiedziała i wszyscy się odwrócili.
- Vilu jednak przyszłaś - uśmiechnęła się Camila.
- Ta trochę nie miałam wyboru. To jest Diego - powiedziała. Usiedli obok przyjaciół i oglądali występ Leóna, Andrésa, Brodweya, Federico i Marco. Śpiewali "Cuando me voy".  Jak już skończyli, dziewczyny chciały zaśpiewać. Wybrały piosenkę "Alcancemos las estrellas". Violetta dosłownie skamieniała w momencie gdy zobaczyła Rodrigo(koleś przez którego zrobiła się "taka", mam nadzieję, że wiecie o co chodzi). Chyba jednak jej nie zobaczył. Cały czas rozmawiał z barmanem.


 Po skończonej piosence Ludmiła musiała też wystąpić solo. Szybko wybrała piosenkę "Supercreativa" i zaczęła śpiewać. (Nie znalazłam nawet zbliżonego do tego jak powinno być filmiku więc macie sam text ;D)
1:
Inexpresiva o automaticada
Supercreativa o muy apasionada
hacer todo por saber quien eres
Seguir tu camino si asi lo prefieres

Se que te gusta ser tranparente
Ser diferente entre tanta gente
Seguir un sueno y no detenerse
Tu luz brilla y ya se enciende

Ref:
Yo no soy un zombi
yo no soy un robot
Hago mi comino y descurbo quien soy
Vivo como siento y eso me hace cambiar
Soy diferente
unica, unica 2x

Yo no soy un zombi
Yo no soy un robot
Hago mi comino y descrubo quien soy
Yo no soy un zombi
Yo no soy, yo no soy 
un robot

2:
Sin chip ni código de barras
Cantando todo el tiempo
Voy tocanto mi guitarra
Hacerlo toodo para superarse
Ser libre en este mundo
lleno de disfraces

Se que te gusta ser transparente
Ser diferente sntre tanta gente
Seguir un sueno y no detenerse
Tu luz brilla y ya se enciende

Ref:
Yo no soy un zombi
Yo no soy un robot
Hago mi comino y descurbo quien soy
Vivo como siento y eso me hace cambiar
Soy diferente
unica, unica 2x

Yo no soy un zombi
Yo no soy un robot

Yo no soy un zombi 
Yo no soy un robot 
Hago mi comino y descrubo quien soy
Vivo como siento y eso me hace cambiar
Soy diferente
unica, unica 2x

Yo no soy un zombi 
Yo no soy un robot 
Hago mi comino y descrubo quien soy
Yo no soy un zombi
Yo no soy, yo no soy
un robot

Yo no soy
Yo no soy
Yo no soy un robot
 Violetta poczuła się tak jak wcześniej. Jeszcze jak była jej mama. Zrozumiała, że jej nieszczęście nie brało się z tego, że czuła pustkę po mamie, a przynajmniej nie tylko przez to. Sama sobie to zrobiła. Odsuwając się od wszystkich innych, którzy ją kochali, i których ona kochała. Strasznie żałuje, tego jak ich wszystkich traktowała. Była dla nich wredna podczas gdy oni, przymykając oko na jej zachowanie, wciąż byli przy niej. Nie zauważała tego. Gdyby León i Federico nie powstrzymywali jej (wręcz siłą) przed wagarowaniem, by spotkać się z Rodrigo, już dawno pewnie wyleciałaby ze szkoły. 
 Cały wieczór minął dość szybko. Diego "wpasował" się w towarzystwo. Najlepiej jednak dogadywał się z Marco. Chyba zostaną, lub już nimi są, najlepszymi przyjaciółmi. 
 Siedzieli w klubie około cztery godziny. Nieprzespane noce dają o sobie znać, o 18:00 już chciała położyć się do łóżka i zasnąć. 
- Chce ci się spać - oznajmił Diego.
- Może trochę - odparła oparta o jego ramię.
- Warto szlajać się po nocach, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim? - nawet się nie ruszyła i tak już wiedziała, że ma co do tego rację. Pożegnali się z resztą i wyszli z klubu.
- Na pewno nie chcesz zostać z nimi? - zapytała po raz kolejny.
- Na pewno. Poza tym nie mam wyboru. Sama nie dojdziesz, prędzej byś padła na ziemię. A ja obiecałem twojemu ojcu, ze będę za tobą chodził, aż stara Violetta na 100% nie wróci.

- Coś ty jej zrobił? - zapytała Esmeralda jak weszli do środka. Dziewczyna ledwo stała na nogach. 
- Ja nic. Gdyby w nocy spała, zamiast szlajać się gdzieś z kimś mogłaby teraz stać na własnych nogach - powiedział i zaprowadził ją do pokoju. Schowała się pod kołdrą i zasnęła. Nie odespała tego, ponieważ obudził dźwięk telefony. Odebrała.
- Halo?
- Hej Violetta. Spotkamy się dzisiaj - po drugiej stronie odezwał się Rodrigo.
- Sorry, nie mogę. Mam plany - odparła.
- No dobra... To kiedy się spotkamy?
- Nie wiem. Odezwę się. Muszę już kończyć.
- Pa - rozłączył się. Ktoś zapukał do drzwi. Był to Diego.
- Nie śpisz? - zapytał zaglądając do pokoju.
- Nie.
- Olga woła wszystkich na kolację.
- Już idę - odparła, zrzucając z siebie kołdrę i wstając na proste nogi.
 Po kolacji Violetta i Diego postanowili, że oglądnął jakiś film. Violetta wybrała "Tres metros sobrel el cielo". Ułożyli się wygodnie na łóżku z miską popcornu i włączyli film.
 Tak, to ten moment. Ich palce, sięgające do miski, styknęły się akurat podczas romantycznego momentu, co też dostarczyło im odpowiedniej muzyki. Odwrócili się do siebie i spojrzeli sobie w oczy. Powoli się do siebie zbliżali... Zaraz, przecież to nie tak bajka. Po co im jakiś romantyczny moment w filmie skoro od samego patrzenia sobie w oczy zrobiła się odpowiednia atmosfera. Nie potrzebna im żadna muzyka, aby ich usta złączyły się w pocałunku. Długim, namiętnym i pełnym miłości. Odsunęli się od siebie w momencie, w którym Ache zaczął się drzeć, bo stracił dziewczynę i przyjaciela. 
- Nigdy więcej nie pozwolę ci wybierać filmu - oznajmił Diego. Dziewczyna się zaśmiała i jeszcze raz go pocałowała po czym się do niego przytuliła.
- Kocham cię - szepnęła mu do ucha.
- Ja ciebie też - usłyszała w odpowiedzi.

Wydawać by się mogło, że to koniec, ale nie będzie jeszcze jedna część i mam nadzieję, że ostatnia bo trochę długie to wyszło. Po tym co przeczytaliście do tej pory chciałabym też wiedzieć jak wam się wydaje: To będzie Sad End czy Happy End. Zaznaczcie w relacjach lub w komentarzu. Chciałam też powiedzieć, że jest ankieta i tylko dwa głosy. Możecie zaznaczyć więcej niż jedną odpowiedź!
Czekam na opinie;D

6.8.14

Dieletta ♥Na zawsze♥ cz.1 - by Stella

 W Buenos Aires żyła sobie dziewczyna, miała na imię Violetta Castillo. Miała kochającego ją ojca, ciotkę, która zrobiłaby dla niej wszystko, służącą, traktująca ją jak własną córkę. Najważniejsze jednak, że miała wspaniałych przyjaciół, których kochała za to, że zawsze przy niej są, w chwilach dobrych i złych. Po śmierci swojej matki jednak, zaczęła uważać, że jej życie jest do niczego. Odsunęła się od przyjaciół, często nie wracała na noce do domu, wszczynała coraz więcej kłótni. Krótko mówiąc, stała się zupełnym przeciwieństwem siebie.
 Tej nocy również nie wróciła, a gdy rano, o 5:00, otworzyła drzwi spotkała się ze złym spojrzeniem ojca i zmartwionym ciotki.
- Gdzie byłaś - zapytał zły Castillo nie zmieniając złego wyrazu twarzy. Bardzo martwi się o swoją córkę.
- Wyszłam - odpowiedziała krótko i miała zamiar iść do swojego pokoju, ale ojciec jej nie pozwolił. Złapał ją za rękę i powiedział ostro:
- Siadaj - dziewczyna usiadła, mając nadzieję, że tata wyprawi jej szybkie kazanie i będzie mogła pójść. Sam usiadł naprzeciwko niej i zaczął - Nie ma cię całymi nocami, nie wiem gdzie jesteś, z kim jesteś, co robisz i myślisz, że tak po prostu ci odpuszczę? Martwię się o ciebie, wiem, że bardzo przeżyłaś śmierć matki, mi jest z tym ciężko, ale takie rozwiązanie ci w niczym nie pomoże - przerwał na chwilę i spojrzał na swoją córkę, która miała wzrok utkwiony w swoich paznokciach ozdobionych czarnym lakierem do paznokci, a jej wyraz twarzy nie mówił zupełnie nic - Rozmawiałem z Esmeraldą, matką Diego. Poprosiłem ich żeby przyjechali. On zawsze miał na ciebie dobry wpływ. W końcu to twój najlepszy przyjaciel.
- Były najlepszy przyjaciel, tato. Przeprowadziliśmy się gdy miałam 10 lat, od tamtego czasu z nim nie rozmawiałam.
- Więc będziesz miała czas żeby to nadrobić. Zamieszkają u nas, mamy dość sypialni. Bez niego nie wolno ci wyjść z domu, rozumiesz? Dopóki twoje zachowanie się nie poprawi jesteś przywiązana.
- Skończyłeś? - zapytała podnosząc na niego wzrok. Nie czekając na odpowiedź wstała i ruszyła na górę. Ledwo zdążyła domknąć drzwi, a ktoś pociągnął za klamką. Była to jej najlepsza przyjaciółka, Francesca.
- Cześć Vilu - przywitała się.
- Po co przyszłaś? - zapytała.
- Idziemy na karaoke. Wiem, że uwielbiasz ten klub więc pomyślałam, że cie zaproszę i...
- Myślisz, że obchodzi mnie szlajanie się z wami po jakiś klubach karaoke? Mam ważniejsze sprawy - warknęła.
- Wiesz co, rozumem, ze mogłaś ciężko przeżyć śmierć matki, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie na twoje zachowanie. Przemyśl to, a zaproszenie jest wciąż aktualne - powiedziała i wyszła.

 Na podjeździe zaparkował samochód. Najpierw wysiadła z niego kobieta. Od ostatniego spotkania z Violettą nic się nie zmieniła, ale nie można tego samego powiedzieć o przystojnym, dobrze zbudowanym brunecie. Spojrzał na okno, w którym stała dziewczyna, ale ta szybko schowała się za rogiem ściany. Jak już postanowiła znów spojrzeć w okno wszyscy byli w środku.
- Violetta! - usłyszała jak woła ją ojciec. Jeszcze raz spojrzała na samochód i wyszła z pokoju. Zeszła na dół. Diego i jego mama spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Nic dziwnego. 7 lat temu mama ubierała ją w słodkie różowe sukieneczki. Zamiast sukienki miała czarne rurki, koszulkę w tym samym kolorze i skórzaną kurtkę. Buty na obcasie, które nosiła przed wypadkiem zamieniła na trampki, a czasami nawet ubierała glany. Różową szminkę zamieniła na czerwoną, a kolorowe cienie do powiek na mocną kredkę i tusz. Gdyby któreś z nich teraz ją zobaczyło na ulicy, uznaliby ją za obcego człowieka. Diego zignorował swoją chęć do wydarcia się na nią za to co zrobiła ze swoim wyglądem i mocno ja do siebie przytulił.
- Violetta, poznajesz? - bardziej powiedział niż zapytał jej tata.
- Jak mogłabym nie poznać - odparła.
- Na pewno jesteście głodni po podróży - powiedział Germán - Zapraszam, Olga właśnie skończyła przyrządzać obiad.
- No jasne, to raptem 9 godzin lotu i 2 jazdy - odparła Esmeralda.
 Germán i pani Hernandez usiedli na dwóch przeciwległych końcach stoły, Diego i Violetta obok siebie. Angie  naprzeciwko Vilu, a Ramallo obok niej. Olga podała każdemu talerz pełen pysznego jedzenia. Dorośli razem bardzo dobrze się dogadywali i rozmawiali, jak nie o polityce, to o przeszłości i tym jak dużo się zmieniło.
- Tęskniłem za tobą - powiedział Diego.
- Ja za tobą też, ale wiele się zmieniło - odparła Violetta
- To widać - zaśmiał się.
- Włącznie z tobą - powiedziała i wróciła wzrokiem na pusty talerz, ale Olga zaraz zabrała jej go sprzed nosa.
- Diego, ponoć uczęszczałeś do szkoły muzycznej - odezwał się nagle Germán.
- Tak, przez 3 lata - odparł.
- Świetnie gra na pianinie i śpiewa - pochwaliła go mama.
- Mamo...
- W salonie jest fortepian może nam zaprezentujesz - wtrąciła Angie.
- Z chęcią... Jeśli Violetta zaśpiewa ze mną - dziewczyna dyskretnie kopnęła go w nogę pod stołem - Auu! No co? - powiedział i wstał. Ciągnąc ją za sobą.
- Diego nie - powiedziała, ale on nie zwracał na to uwagi i zaczął grać, jedną z piosenek, które słyszał w internecie, nagraną przez nią i jej przyjaciół ze szkoły.
Violetta ma na sobie inny strój, a Germán nie robił takich min.
 Gdy Diego przestał grać obecni zaczęli bić brawa, a Violetta mimo początkowej niechęci cieszyła się z tego, że zaśpiewała. Dawno tego nie robiła. Przytuliła się do siedzącego nadal przed fortepianem Diego i szeroko się uśmiechnęła. Na widok uśmiechu córki, Germán również pokazał zęby. Dziewczyna odlepiła się od Hernandeza, ale uśmiech nadal pozostał na jej twarzy.
- Pójdźcie na chwilę do pokoju Vilu, my musimy jeszcze coś obgadać - powiedziała Esmeralda i lekko się uśmiechnęła.
 Przyjaciele poszli do pokoju. Widząc go Diego zaczął się śmiać.
- Co? - zapytała.
- Ten różowy pokój chyba do ciebie za bardzo nie pasuje - powiedział. Dziewczyna przewróciła oczami i odczytała SMS'a, którego właśnie dostała. Był on od Camili:
Przyjdziesz?
- Gdzie ty się wybierasz? - zapytał pojawiając się za nią. Przestraszyła się i upuściła telefon.
- Nie strasz mnie tak. A jeśli już musisz wiedzieć to chcą żebym poszła na karaoke.
- No i na co jeszcze czekasz? Idziemy tylko masz się najpierw przebrać - powiedział i zaglądnął do szafy dziewczyny.
- Do pójścia możesz mnie zmusić siłą, ale nie przebiorę się - założyła ręce na piersi i czekała aż coś powie.
- Masz - rzucił jej szarą bluzkę w różowe serduszka i różową spódnicę.
- I ty się łudzisz, że ja to włożę?
- Nie łudzę się. Mam taką pewność - powiedział wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Szybko wybiegł i stanął pod drzwiami trzymając je tak aby nie mogła wyjść - Teraz alb się przebierzesz, albo tam umrzesz - zaśmiał się.
- Diego to nie jest śmieszne! Wypuść mnie! - krzyczała, waląc w drzwi.
- A przebrałaś się? Zakładam, że nie.
- No dobra, założę to! - uległa mu i włożyła ubrania. Wyszła z łazienki strasznie zła na przyjaciela - Zadowolony?!
- Czarny ci nie pasuje, tak samo jak ten makijaż. Wróć do różowej szminki - powiedział wyciągając z kieszeni kosmetyk.
- Skąd wiesz, że używałam różowej? - wzięła ją do ręki.
- Zgaduję.

- Panie i panowie, oto Violetta którą znamy i kochamy! - krzyknął Diego schodząc zaraz za nią po schodach.
- Violetta, wyglądasz... - zaczął jej tata, ale nie było mu dane dokończyć.
- Tak, tak. Inaczej by mnie nie wypuścił z łazienki.
- Idziemy na karaoke - powiedział i pociągnął dziewczyną w stronę drzwi. Nie protestowała, bo i tak wiedziała, że z nim nie wygra.

Jeszcze 1 lub 2 części. Mam nadzieję, że ta wam się spodoba. 
Niektóre z os będą nieco dłuższe, a niektóre krótsze. Czekam na wasze opinie
3 KOMENTARZE=CZĘŚĆ 2

5.8.14

Cześć!!!

Hej, jestem Stella Domínguez. Będę wymyślać OS o wszystkich z serialu "Violetta" ;D
Pierwszy będzie o Dieletcie i pokaże się już niedługo. Mam nadzieję, że będziecie czytać i komentować. Chciałabym też zaznaczyć już na samym początku, że jeśli ktoś chce napisać samo "zapraszam", to ja was zaproszę na stronę Wasze blogi. Możecie się zareklamować na stronie głównej tylko jeśli napiszecie coś na temat bloga lub posta. W innym wypadku komentarze będę usuwać.
Mam jednak nadzieję, że d tego nie dojdzie :D